Na dnie oceanów i w wiecznej zmarzlinie kryje się prawdziwy skarb: uwięzione w klatkach z kryształków lodu cząsteczki wysokoenergetycznego gazu. Czy można go wydobyć, zanim zacznie zamieniać naszą planetę w jałową pustynię?
Białe złoto na dnie morza
Klatrat metanu, zwany też metanowym lodem, to nic innego, jak krystaliczna substancja złożona z cząsteczek wody i gazu. Znaleźć ją można na Syberii, na dnie Morza Arktycznego i szelfach kontynentalnych niemal wszystkich oceanów. Powstaje tam, gdzie metan miesza się z wodą w bardzo niskiej temperaturze i pod wysokim ciśnieniem. Zastyga wtedy w formie nieregularnych brył, które – o ile nie znalazły się w gruncie wiecznej zmarzliny – spoczywają kilkaset metrów pod powierzchnią morza. Od milionów lat. Dlaczego zatem teraz zrobiło się o nim tak głośno?
Przyczyna jest prosta: w klatratach uwięzione są zasoby, które być może aż dziesięciokrotnie przewyższają światowe złoża gazu ziemnego. Mało tego! Z jednego metra sześciennego lodowego metanu można uzyskać aż 160–170 metrów sześciennych czystego gazu. Wydawałoby się, że oto mamy surowiec energetyczny, który na długie lata zaspokoi globalny popyt. A do tego grzecznie czeka w „spakowanej” postaci na dnie oceanu – wystarczy się schylić i go podnieść. Marzyciele szybko zderzyli się jednak z brutalną rzeczywistością. Technologia wydobycia tego „białego złota” to niezwykle skomplikowana sprawa…
Ogniem i wodą
Metanowy lód idealnie nadaje się do transportu: wystarczyłoby w ładowni statku zapewnić mu temperaturę poniżej zera (dla porównania: ciekły gaz ziemny wymaga aż minus 163 stopni Celsjusza). Ale jak go tam umieścić? Jak dotąd nikomu nie udało się opracować metody pozyskiwania klatratów w nienaruszonym stanie. Z podnoszeniem brył tej substancji z dna morza eksperymentowali inżynierowie w Związku Radzieckim, ale szybko zarzucili ten pomysł. Dlaczego? Bo istnieje wysokie niebezpieczeństwo uwolnienia się gazu, który natychmiast zmienia właściwości fizyczne wody i może doprowadzić do zatonięcia statku wydobywczego. Przypomnijmy, że, według niektórych hipotez, to właśnie bąble metanu odrywające się od morskiego dna są odpowiedzialne za niewyjaśnione katastrofy w rejonie Trójkąta Bermudzkiego. Łatwiejsze wydaje się wydobycie złóż uwięzionych w skałach osadowych szelfów, choć i tu pierwsze sukcesy zanotowano dopiero w ostatnich latach. W roku 2001 roku międzynarodowe konsorcjum rozpoczęło eksploatację złóż na wybrzeżu Kanady, jednak dopiero w 2017 roku Chińczycy przeprowadzili udane próby na platformie Lanjing 1 ok. 300 kilometrów na południowy wschód od Hongkongu, a trzy lata temu Japonia ogłosiła rozpoczęcie pilotażowej produkcji gazu z morskich hydratów metanu. Jak wygląda to w praktyce?
Sposoby na wydobycie zamrożonego metanu są trzy. Pierwszy to wtłoczenie do odwiertu gorącej wody, która rozpuszcza kryształki lodu i uwalnia gaz. Druga to operowanie w złożu specjalnym palnikiem – w ten sposób płomienie pochłaniają część gazu, lecz ok. 85–90 procent trafia na powierzchnię. Jednak najwięcej inżynierowie obiecują sobie po wykorzystaniu do ogrzania hydratu mikrofal o określonej częstotliwości i uważają, że to jest klucz do eksploatacji na dużą skalę. Czy mamy więc powody do radości? Nic bardziej mylnego, twierdzą ekolodzy i coraz liczniejsze grono klimatologów. Stoimy na skraju zagłady!
Kiedy wystrzeli metanowy pistolet?
Według naukowców gwałtowne wahania temperatury podczas ostatniego zlodowacenia były spowodowane uwolnieniem się do atmosfery ziemskiej znacznych ilości metanu. I to tego, który uwolniły z lodowych klatek gwałtowne osuwiska dna morskiego. Obecnie, aby gaz wydostał się na powierzchnię, nie muszą wystąpić żadne gwałtowne zjawiska tektoniczne: podnosząca się temperatura oceanów sprawia, że coraz więcej bąbelków metanu z topniejących klatratów wędruje ku powierzchni wody. Już w 2008 roku badania przeprowadzone na Syberii wykazały, że w wyniku perforacji podwodnej zmarzliny do atmosfery uciekają miliony ton gazu. Podobny „wyciek” zlokalizowano w 2011 roku na dnie arktycznego Morza Rossa. A przecież im więcej metanu w powietrzu, tym silniejszy efekt cieplarniany. Im silniejszy efekt cieplarniany, tym więcej metanu uwalnia się z klatratów do atmosfery itd… To diabelskie sprzężenie zwrotne, nazywane – ze względu na tempo, w jakim zachodzi – metanowym pistoletem. Oby nie zdążył wypalić, zanim nie znajdziemy skutecznego sposobu na wydobycie tego jakże nam potrzebnego, ale i niebezpiecznego źródła energii…
Jacek Skawiński
Dodaj komentarz