Systemy lokalizacji na morzu fot. Pixabay

Systemy lokalizacji na morzu fot. Pixabay

Technologie

Technologia dźwięku. Od systemów lokalizacji po broń soniczną

Czym jest dźwięk? Drganiem rozprzestrzeniającym się w postaci fali. W słyszalnym zakresie służy nam do porozumiewania się i tworzenia np. muzyki. Ale może też być śmiertelnym zagrożeniem…

„Gdy więc zabrzmi przeciągle róg barani i usłyszycie głos trąby, niech cały lud wzniesie gromki okrzyk wojenny, a mur miasta rozpadnie się…” – tak Stary Testament opisuje sposób, w jaki Izraelici mieli zburzyć mury Jerycha. Grzmiący dźwięk siedmiu szofarów wykonanych z baranich rogów i ryk dobywający się z 40 tysięcy gardeł miał więc najwyraźniej nie tylko wywołać efekt psychologiczny, ale także zniszczenia na masową skalę. Czy to w ogóle możliwe? I jak dźwięk może oddziaływać na organizm człowieka?

Dźwięk i głos to nie to samo

LRAD na pokładzie statku Queen Mary 2 fot. Wikipedia

LRAD na pokładzie statku Queen Mary 2 fot. Wikipedia

Ludzkie ucho jest niezwykle czułym narządem, ale i ono ma swoje ograniczenia. Rejestruje fale dźwiękowe w zakresie od 20 do 20 000 herzów. I to jest dla nas zjawisko głosu. Ale powietrze (czy inne środowisko sprężyste zdolne do przenoszenia drgań) może transmitować przecież także inne częstotliwości. Te poniżej progu słyszalności nazywamy infradźwiękami, te powyżej: ultradźwiękami. Drugie z nich służą nie tylko nietoperzom do zlokalizowania w ciemnościach przeszkód i namierzenia zdobyczy. Człowiek zaprzągł je w urządzeniach zwanych sonarami (choć są też działające w niższych frekwencjach) do poszukiwania i wykrywania obiektów znajdujących się np. pod wodą. Już renesansowy geniusz inżynierii Leonardo da Vinci wpadł na pomysł, jak przy pomocy wielkiej tuby wyławiać odgłosy przepływających w oddali statków (był to pierwowzór tzw. sonaru pasywnego). Sonar aktywny, wysyłający falę dźwiękową i rejestrujący jej „odbicie”, to wynalazek pierwszej połowy XX wieku. Systemy tego typu zostały znacznie udoskonalone w Wielkiej Brytanii (pod nazwą ASDIC) i po wybuchu II wojny światowej przekazane amerykańskim sojusznikom. Zainstalowane m.in. w niszczycielach aparaty, nazywane przez marynarzy „ping” (od charakterystycznego dźwięku, jaki wydawały) stały się wyrokiem śmierci dla wielu niemieckich U-Bootów. Dzisiaj instaluje się je nie tylko pod pokładami okrętów. Służą też zupełnie pokojowym celom: naukowcom w badaniu dna morskiego, załogom trawlerów w poszukiwaniu ławic ryb, a wędkarzom – złowić taaaką rybę.

Sposób na kiboli i piratów

Policyjne Mitsubishi L200 z zainstalowanym systemem dźwiękowym LRAD-500X fot. Wikipedia

Policyjne Mitsubishi L200 z zainstalowanym systemem dźwiękowym LRAD-500X fot. Wikipedia

Nie wiadomo, czy przywódców europejskich mocarstw i inżynierów wojskowych zainspirowała biblijna opowieść o trąbach jerychońskich, faktem jednak jest, że w Rosji, a potem w III Rzeszy rozpoczęto obiecujące próby przekształcenia dźwięku w zabójczą broń. Pomijając słynne samoloty szturmowe Ju-87 („sztukasy”) zaopatrzone w specjalne syreny, które w locie nurkowym miały wywoływać panikę wśród obrońców (tu chodziło raczej o oddziaływanie psychiczne) przeprowadzono próby z tzw. armatą akustyczną. Było to urządzenie, w którym inicjowano serię  piekielnie głośnych wybuchów mieszanki metanu i powietrza, co miało podobno taki skutek, że ludzie, którzy znaleźli się w zasięgu oddziaływania owej armaty, odnosili ciężkie obrażenia narządów wewnętrznych. Broń akustyczna nie stała się hitlerowską Wunderwaffe, ale technologią niewidzialnej śmierci zajęli się specjaliści za oceanem. Namacalnym efektem ich pracy jest dziś tzw. system LRAD. To urządzenie produkujące kierunkowo dźwięk o bardzo dużym natężeniu, który ogłusza i obezwładnia ludzi. Przetestowano je w trakcie ulicznych demonstracji oraz odpierając z pokładów statków ataki somalijskich piratów. Działało – i to niezwykle skutecznie. Na tyle, że zapragnęła je także mieć polska policja. W 2010 roku w Warszawie pojawił się sześciogłośnikowy zestaw LRAD, mający w zamierzeniu posłużyć do pacyfikacji zadym z udziałem stadionowych chuliganów. Tyle że zaraz potem opublikowano ostrzeżenia o tym, iż owa broń może spowodować nie tylko głuchotę, ale także zatory, tętniaki – i w efekcie śmierć. Nigdy jej nad Wisłą nie użyto, a stołeczni policjanci wykorzystują warte milion złotych urządzenie do nagłaśniania komunikatów.

Bezgłośna broń dźwiękowa

Naukowcy już od dziesiątek lat wiedzieli, że wspomniane na początku artykułu infradźwięki – mimo iż nie rejestrowane przez ludzkie ucho – mogą mieć na nas zadziwiające działanie. Przeprowadzone eksperymenty wykazały, że wzmagają one uczucie niepokoju, wywołują ataki paniki i doprowadzają w skrajnych przypadkach do uszkodzeń mózgu i porażenia centralnego układu nerwowego. Było więc tylko kwestią czasu, kiedy broń soniczna niskich częstotliwości zostanie użyta na polu walki. Albo w innych okolicznościach: w 2016 roku kilkunastu amerykańskich dyplomatów w Hawanie padło ofiarą ataku akustycznego. Urządzenia emitujące infradźwięki zamontowano prawdopodobnie w zajmowanych przez nich apartamentach. Czy armaty soniczne niskiej częstotliwości mogą stać w przyszłości bronią masowego rażenia? Oby nie, bo od Jerycha już tylko krok do apokalipsy… 

Jacek Skawiński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *