Uczestnicy strajku w Żyrardowie. Fot. Wikimedia Commons, https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/pl/deed.pl

Uczestnicy strajku w Żyrardowie. Fot. Wikimedia Commons, https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/pl/deed.pl

Przemysłowe historie

Tradycja strajków w polskich fabrykach. Przypominamy zapomniane wydarzenia

Niektóre z nich wybuchały z powodów złych warunków pracy. W innych chodziło o większą pensję. Były też takie, w których kwestie materialne były jedynie przyczynkiem do politycznej manifestacji i żądań wolnościowych. Strajki w polskich fabrykach – spróbujmy przeanalizować niektóre z nich na przestrzeni różnych epok. Dlaczego wybuchały? Czy strajkującym udało się uzyskać stawiane warunki?

Na przestrzeni dziejów, strajków w polskich fabrykach było tysiące. To temat – rzeka. Dlatego w artykule przybliżymy tylko niektóre z nich. Będą to robotnicze „bunty”, które są niedoceniane w naszej historii. A powinny!

Strajk szpularek

Żyrardów jest położony 50 km na południowy zachód od Warszawy. Historia założenia miasta jest bezpośrednio związana z przemysłem, a dokładnie: z przędzalnictwem. Okres dynamicznego rozwoju miasta to moment zakupu fabryki przez Niemców – Karola Hiellego i Karola Dittricha. Rozbudowano wówczas osiedle robotnicze; powstał m.in. kościół i szpital. Sama fabryka również się rozrastała – pracowało tu ponad 21 tys. wrzecion przędzalniczych i 2078 krosien mechanicznych. Fabryka w Żyrardowie była jedną z największych w ówczesnej Europie. Zatrudniała 8000 pracowników.

Każdy medal ma jednak dwie strony. Rozwój fabryki był okupiony wykańczającą pracą robotników, którzy dostawali za nią głodową pensję. Właściciele zakładu za dwunastogodzinną pracę płacili ok. 20 kopiejek – wiele kobiet, aby przeżyć, musiało po całym dniu pracy jeszcze dorabiać. Jeżeli któryś z pracowników poniósł uszczerbek na zdrowiu, nie mógł liczyć na odszkodowanie. A jeżeli majstrowi czy dyrektorowi nie podobał się efekt pracy – robotnika karano fizycznie. Często brutalnie.

Kierownictwo fabryki 22 kwietnia 1883 roku podjęło decyzję o obniżeniu pensji szpularkom do 15 kopiejek. Były to kobiety, które przygotowywały motki z nićmi dla tkaczy. Pracowały w trudnych warunkach. Tymczasem obniżono im i tak głodowe już pensje. Szpularki zdały sobie sprawę, że jeżeli nie podejmą zdecydowanych kroków, mogą po prostu umrzeć z głodu.

W poniedziałek 23 kwietnia szpularki nie przyszły do pracy. Rozpoczął się strajk, którego podstawowym postulatem było przywrócenie wcześniejszej pensji. Początkowo kierownictwo zakładu nie przejęło się buntem szpularek. Zagroziło nawet, że zostaną wyrzucone z fabryki.

Z biegiem czasu zdano sobie jednak sprawę z niekorzystnego rozwoju sytuacji. Trzeba było przecież wywiązać się z dostaw materiału, a bez pracy szpularek krosna i maszyny mechaniczne stały bezużyteczne.

Mężczyźni pracujący w fabryce początkowo podchodzili niechętnie do strajku kobiet. Szpularkom udało się jednak pozyskać wsparcie młodych tkaczy. W kolejnych dniach liczba strajkujących rosła. A wraz z nią również liczba postulatów zbuntowanych robotników. Domagano się m.in. skrócenia czasu pracy, zaniechania kar cielesnych czy usunięcia Niemców z fabryki.

Po dwóch dniach strajku, 25 kwietnia, na miejsce zostało sprowadzone wojsko – kozacy. Doszło do starć, w wyniku których troje nastoletnich pracowników zostało zabitych. Wielu mężczyzn aresztowano. Jeszcze bardziej rozwścieczyło to żyrardowskich robotników. W pewnym momencie strajkowała cała fabryka – 8 tys. ludzi.

Pomnik Prządki w Żyrardowie. Fot. Fot. Wikimedia Commons, https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/pl/deed.pl

Pomnik Prządki w Żyrardowie. Fot. Fot. Wikimedia Commons, https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/pl/deed.pl

Karol Dittrich doszedł do wniosku, że nie ma innego wyjścia, niż osiągnięcie porozumienia. Właściciel fabryki wydał pisemną odezwę: „Dla błahego powodu przestaliście pracować. Jutro rano zwykły znak parowej świstawki wezwie do pracy. Kto chce, niech wróci do uczciwej pracy, opieka i troskliwość moja przypadnie i nadal tym w udziale, którzy zechcą być uczciwymi robotnikami”.

Dittrich dotrzymał słowa: przywrócił wcześniejszą pensję szpularkom, skrócił czas pracy i nie wyciągnął konsekwencji wobec strajkujących. Co więcej, zwolnił majstrów i kierowników, którzy brutalnie traktowali pracowników. Z czasem polepszyły się także warunki socjalne. Niemniej jednak fabrykanci pozostali czujni. Nieopodal zakładu powstały koszary, w których stacjonowało stu żołnierzy.

Wydarzenia w Żyrardowie uznawane są za jeden z pierwszych masowych strajków w Polsce.

Ciemna strona II RP

Przenieśmy się teraz do czasów odrodzonej Polski. II Rzeczpospolita mogła pochwalić się wieloma gospodarczymi osiągnięciami (niektóre z nich opisywaliśmy na łamach portalu Fabryki w Polsce). Po 123 latach rozbiorów, w warunkach nieustannej walki o granice, udało się wybudować port w Gdyni czy utworzyć Centralny Okręg Przemysłowy.

Choć trzeba też pamiętać o ciemnych stronach II RP, takich jak krwawe tłumienie robotniczych protestów, co często skutkowało ofiarami śmiertelnymi – po obu stronach.

Nie sposób opisać wszystkich przykładów, zatrzymajmy się więc przy jednym, jaki miał miejsce w latach 30. Kryzys gospodarczy w 1936 r. stawał się mniej dotkliwy, jednak polska gospodarka nadal była w stagnacji. Wzrastało bezrobocie, pensje wciąż były niewielkie. Szacuje się, że tylko w tym roku przez całą Polskę przewinęło się ponad 2 tys. strajków robotniczych – wiele z nich z krwawym zakończeniem. Choćby w Krakowie. Od stycznia 1936 r. wskutek wprowadzenia specjalnego podatku dochodowego w różnych krakowskich zakładach dochodziło do strajków, które spowodowały spadek produkcji.

Na początku marca 1936 r. rozpoczął się strajk okupacyjny w Polsko-Szwajcarskiej Fabryce Czekolady „Suchard”. Pracownicy domagali się podwyżki płac o 15 proc. i przywrócenia wcześniej zwolnionych związkowców. Kilkanaście dni później do protestu przyłączyli się robotnicy z Polskich Zakładów Gumowych „Semperit”. To właśnie w tej fabryce doszło do policyjnej pacyfikacji. Strajkujący zostali usunięci z fabryki. Część z nich aresztowano. Niektórych pobito.

Wieść o stłumieniu strajku rozniosła się po całym Krakowie i okolicach. Atmosferę podburzali związkowcy oraz partie polityczne: Polska Partia Socjalistyczna i Komunistyczna Partia Polski. Wezwały one do strajku powszechnego.

23 marca 1936 w ogrodach Związku Zawodowego Kolejarzy zebrał się kilkunastotysięczny tłum, który przemieścił się w stronę Rynku Głównego dawnej stolicy Polski. Doszło do starć z policją. W wyniku walk zginęło 8 robotników, a 20 zostało rannych.

Dnia 23 marca br. doszło w Krakowie do trzykrotnego użycia broni przez policję. Użycie broni w każdym wypadku nastąpiło na skutek agresywności tłumu, w którym elementy przestępcze i prowokujące starcie z policją odegrały widoczną i decydującą rolę” – informowała rządowa Polska Agencja Telegraficzna.

Pomnik Czynu Zbrojnego Proletariatu Krakowa. Postawiony na pamiątkę wydarzeń z 1936. Fot. Wikimedia Commons, https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/pl/deed.pl

Pomnik Czynu Zbrojnego Proletariatu Krakowa. Postawiony na pamiątkę wydarzeń z 1936. Fot. Wikimedia Commons, https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/pl/deed.pl

Po kilku dniach odbył się pogrzeb zabitych robotników. Jeszcze w marcu 1936 r. kard. Adam Sapieha rozesłał do krakowskich kościołów orędzie, w którym potępiał użycie siły wobec protestujących:

W kraju szerzy się okropna nędza. Robotnik, wieśniak, bezrobotny inteligent i zubożały rękodzielnik przymierają z głodu i niedostatku. Spychamy ten stan na tzw. »kryzys«. Wiemy dobrze, że on dotknął dziś i pracodawców, i pracujących, ale czy zawsze w równej mierze? Czy jednak w wielu wypadkach niepohamowana chęć zysku, zbyt wysokie wynagrodzenia jednych, nie powodują nieuczciwego wyzysku biedy? Ze wstydem przyznać musimy, że tak jest, a krwawe wypadki w Krakowie i gdzie indziej, są tego jaskrawym dowodem” – pisał książe kardynał Sapieha

Polska „ludowa”

Część tych, którzy protestowali w 1936 r. w Krakowie – po wojnie przyłączyła się do partii nowej władzy. Wszak w myśl komunistycznej ideologii Polską miał rządzić „sojusz robotniczo-chłopski”.
W oficjalnej propagandzie podkreślano, że „strajk jako środek walki klasowej stracił sens”.

Tak się jednak nie stało. Sytuacja robotników nadal była zła. Płace, warunki socjalne czy sposób traktowania robotników pozostawiały wiele do życzenia. A według niektórych relacji były znacznie gorsze niż dawniej.

Do utworzenia „Solidarności” w 1980 roku, robotnicy nie mieli możliwości tworzenia niezależnych związków zawodowych. W kraju istniał przymus pracy. Tych, którzy przyłączali się do wyścigów produkcyjnych nazywano „przodownikami pracy”, a pracujący mniej wydajnie byli nazywani „bumelantami”. Jeszce w latach 60-tych władza robotnicza nie wybudowała robotnikom najważniejszych obiektów socjalnych, jak stołówka, szatnia, umywalnia czy toaleta. Tak było w jednym z ważniejszych obiektów produkcyjnych – Stoczni Gdańskiej im. Lenina.

Jak się okazało, strajki w PRL wciąż miały sens. Dzisiaj znamy głównie te, które na trwałe zapisały się w historii Polski. Nie dotyczyły tylko sytuacji materialnej robotników; były w nich zawarte także postulaty polityczne i wolnościowe, tak jak w 1956 roku w Poznaniu, w 1970 roku na Wybrzeżu, w 1976 roku w Radomiu i Ursusie, czy podczas strajków w 1980 roku, które przyczyniły się do powstania „Solidarności”. Jednak skala strajków w PRL była znacznie szersza. We względnie spokojnych latach 1973-1975 doszło „jedynie” do siedemdziesięciu strajków robotników. Ale np. w 1946 roku było ich ponad sześćset.

Strajk włókniarek

Jednym z nieco zapomnianych wydarzeń pozostaje strajk włókniarek. Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło. Znów to kobiety były inicjatorkami strajku i po raz kolejny miało to miejsce w przemyśle włókienniczym. Tym razem w Łodzi.

Był luty 1971 roku. Społeczeństwo nadal żyło echem sytuacji sprzed dwóch miesięcy, kiedy na Wybrzeżu zginęło czterdziestu stoczniowców i robotników – protestujących przeciwko podniesieniu cen żywności. Odtąd władza miała się zmienić i być bardziej prorobotnicza. Na czele PZPR stanął Edward Gierek, który zobowiązał się do dialogu i prowadzenia innej polityki niż jego poprzednik.

Nadal jednak obowiązywały podwyższone ceny żywności. W wielu miejscach Polski z tego względu cały czas wrzało – także w Łodzi. W największym łódzkim zakładzie (9 tys. pracowników): Zakładach Przemysłu Bawełnianego im. Marchlewskiego, robotnicy pracowali w szczególnie trudnych warunkach. Obiekt to dawna fabryka Izraela Poznańskiego. Od jego czasów w fabryce niewiele się zresztą zmieniło. Były tu kiepskie warunki sanitarne, wysoka temperatura, zapylenie… Przędzalnicy śniadanie spożywali w towarzystwie głośno pracujących maszyn.

Wejście do ZPB im. Marchlewskiego. Fot. Wikimedia Commons, https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/pl/deed.pl

Wejście do ZPB im. Marchlewskiego. Fot. Wikimedia Commons, https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/pl/deed.pl

Decyzja o podwyżkach jeszcze bardziej sfrustrowała łódzkich robotników. Szala goryczy się przelała, gdy w połowie lutego odebrali oni pensję za poprzedni miesiąc: o około 200-300 zł niższą niż w grudniu. W Zakładach Przemysłu Bawełnianego rozpoczął się strajk, który rozprzestrzenił się na kolejne łódzkie zakłady przemysłu wełnianego i dziewiarskiego.

Według ustaleń prof. Lesiakowskiego z Uniwersytetu Łódzkiego, w strajku – w szczytowym momencie – mogło brać udział nawet 55 tys. pracowników. Zdecydowaną większość (ok. 80 proc.) spośród nich stanowiły kobiety.

Czego domagali się strajkujący? Przede wszystkim zniesienia podwyżek towarów spożywczych.
A ponadto: podniesienia płac, poprawy warunków pracy, ukarania winnych zbrodni na Wybrzeżu, czy wprowadzenia do systemu pracy… przerwy śniadaniowej.

Przędzalnicy protestowali pokojowo. W swoim zakładzie pracy. Bez wychodzenia na ulicę. Władze miały z tym kłopot. Nie miały pretekstu do stłumienia buntu, tym bardziej, że zdecydowaną większość protestujących stanowiły kobiety.

Dopiero, gdy do Łodzi przyjechał premier Piotr Jaroszewicz – sytuacja się uspokoiła. Jaroszewicz zobowiązał się o przywrócenia cen żywności sprzed grudnia 1970 roku. 15 lutego zakończył się strajk – łódzkie włókniarki wywalczyły to, o co od dwóch miesięcy walczono w różnych polskich fabrykach. Tym samym w Łodzi udało się, bez ofiar, wywalczyć najważniejszy postulat ogólnopolskich protestów.

Spotkanie Piotra Jaroszewicza ze strajkującymi

Spotkanie Piotra Jaroszewicza ze strajkującymi

***

Strajki w polskich fabrykach wybuchają nadal. Dla przykładu, w zakładzie produkcyjnym części elektrycznych w Kwidzyniu trwa strajk, w którym protestujący domagają się podwyżek.

Jak mogliście przeczytać strajki wybuchały u nas w XIX i w XX wieku. Część z nich kończyła się tragicznie, a część szczęśliwie. A jeszcze niektóre tak i tak. Niewiele wskazuje, by w XXI wieku udało się uniknąć tego rozwiązania. Oby tylko narzędzie strajku nie było nadużywane i służyło pracowniczym interesom.

Autor: Piotr Juchowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *