Praca w hucie

Praca w hucie

Przemysłowe historie

Ojciec Bóg wie gdzie, martenowski stawiał piec… Jak hutnicy z Huty Warszawa wspominają swoją pracę?

Praca w trudnych warunkach, wymagająca fizycznie. Ale dobrze płatna, dająca możliwości rozwoju. Dla wielu awans cywilizacyjny. Obraz, który wyłania się ze wspomnień hutników jest często nie do końca spójny – ale bije z niego ogromny szacunek i związanie z miejscem, które uznawali za coś więcej niż zakład pracy. Na co po latach zwrócili uwagę hutnicy? Jak wyglądał system pracy? Co było najważniejsze w pracy hutnika?

Huta Warszawa powstała w latach 50 -tych. To była ogromna inwestycja na tamte czasy. Dlaczego Warszawa? Wymienia się wiele czynników: odpowiednie zaplecze naukowe, rozwinięta sieć energetyczna, gazowa i transportowa.

Nim przejdziemy do hutników, przeanalizujmy jakie wydziały znajdowały się w warszawskiej hucie. Najważniejsze miejsce – serce huty to stalownia. Ten wydział został wyposażony w 5 pieców elektrycznych o pojemności 50 ton oraz w 3 piece martenowskie o pojemności 70 ton. W wielkim zakładzie przemysłowym znajdowała się także kuźnia, a w niej młotownia i prasownia – tutaj pracowano na młotach, prasach, frezarkach czy szlifierkach. Oczywiście w Hucie Warszawa mieściła się także walcownia: zimna taśm, średnio-dobrna, drobna oraz pół wyborów. Należy także wymienić odlewnię oraz ciągarnie – czyli dział w hucie, gdzie wytwarzano pręty i druty.

Kto tu pracował?

Huta Warszawa z lat 60-tych

Huta Warszawa z lat 60-tych

Do Huty przyjeżdżali ludzie z różnych zakątków Polski, z różnych sfer społecznych, często niemających pojęcia o pracy w przemyśle. Dochodziło do nieporozumień.

Najmniejszą grupę stanowili „pierony” – czyli starzy hutnicy, zazwyczaj pochodzący ze Śląska. To oni zapoznawali innych pracowników z urządzeniami przemysłowymi, uczyli zawodu hutnika. Stanowili niewielki procent załogi warszawskiej huty, ale mieli duży wpływ na resztę pracowników. – To oni , robociarze z krwi i kości, przynieśli ze sobą tradycję: fotografię zakładu na ścianie, łączność z grupą, honor zawodowy, zwyczaje i obyczaje. Ten ślad odciskał się na nowicjuszach – wspominał Kazimierz Bochyński. Wymienia się również „hutników z MDM-u”, a także zwykłych chłopo-robotników, którzy w większości nie mieli pojęcia o pracy przemysłowej. Pomiędzy Warszawiakami a „pieronami” dochodziło do nieporozumień. Gdy nie wiadomo o co chodzi… Tak, „starzy” hutnicy, ściągani z różnych zakątków Polski otrzymywali lepsze pensje oraz szybszy przydział na mieszkanie.

Huta przyciągała zawody, które nie miały za wiele wspólnego z przemysłem – krawców, stolarzy czy urzędników. W niektórych relacjach zwraca się uwagę, że do pracy w Hucie Warszawa przyjęto nawet byłych funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, którzy – co ciekawe – mieli zgodnie pracować z byłymi żołnierzami Armii Krajowej.

Wielki zakład przemysłowy na warszawskich Bielanach dawał ciekawe perspektywy materialne, ale dla wielu był to także awans społeczny i cywilizacyjny. Przykłady? Huta proponowała prostym ludziom ofertę kulturalną, rozrywkę : – Dla wielu wyjście do teatru czy kina dzięki bezpłatnemu biletowi otrzymanemu z zakładu pracy stanowiło przełom – zauważył Kazimierz Bochyński. Stwierdził on także: – W hucie uruchomiono najpierw szkołę podstawową dla dorosłych. Huta ludzi uczyła, przygotowywała do zawodu, cywilizowała. Przychodząc do pracy, wprowadzając się do nowego mieszkania, które dostawali od huty, niejednokrotnie zabierali ze sobą gęsi i kury.

Potwierdza to także relacja Władysława Kółeczki. Pochodził on z chłopskiej rodziny, jak sam twierdził nie miał pojęcia o pracy w przemyśle. Pierwszy raz w warszawskiej hucie zagościł w wieku 14 lat. Jego Gimnazjum Przemysłowe mieściło się w hali produkcyjnej. Oto jak wspominał pierwsze wrażenia: – Huta oszałamiała wielkością, hukiem młotów i jazgotem walców. Chociaż dawka emocji i kontrast działały na moją psychikę i wywarły wielkie wrażenie, to jednak spodobało mi się to nowe życie. Świat techniki w rękach robotnika wydawał mi się tak samo posłuszny, jak koń pociągowy u chłopa na wsi – wspominał Kółeczko, który w Hucie Warszawa pełnił później kierownicze stanowiska.

Jak wspominają pracę w hucie?

Hutnicy pod tym względem są zgodni – praca w ich zakładzie należała do wyczerpujących. Obowiązywał system trzyzmianowy. Na wydziałach produkcyjnych pracowano przez 24 godziny, 7 dni w tygodniu. – 232 godziny pracy to była norma miesięczna. Nikt z pracowników nie snuł marzeń o wolnej sobocie. Przeciwnie: w soboty, zważywszy na konieczność dokonania przeglądów i remontów urządzeń, służby mechaników i elektryków pracowały po dwanaście godzin – wspominał Edward Płusa. Dlaczego tak się działo? Trzeba pamiętać, że w gospodarce nakazowo-rozdzielczej jednym z ważnych elementów jest wykonanie planu produkcyjnego. Hutnicy wspominają, że wiele rzeczy można było zmienić, ale nie plan produkcji, który trzeba było wykonać.

Praca w hucie odbywała się w ramach systemu akordowego, który uwzględniał nadgodziny i przekraczanie norm. Część hutników zwraca uwagę, że praca na akord wywoływała u nich chęć rywalizacji. Wszak chodziło nie tylko o ambicję, ale także o lepsze wynagrodzenie. Ale nie wszyscy temu byli w stanie temu podołać, niektórzy – ze względu na pracę w hucie – zaniedbywali życie rodzinne.

Trzeba także dodać, że hutnicy dostawali także dodatkowe wynagrodzenie za nadprodukcję, oszczędność koksu, wytop chromowy itd.

Hutnicy po latach zwracają uwagę także na jedną istotną kwestię w swojej pracy. Podkreślają znaczenie bliskiej współpracy i pracy w kolektywie. Tak to opisuje jeden z hutników z wydziału walcowni: – Załoga uczestnicząca bezpośrednio w procesie walcowni tworzyła bardzo zgrany zespół, darzący się zaufaniem. Każda odchyłka od prawidłowego toku produkcji groziła poważnym wypadkiem. Ci ludzie integrowali się; jeśli na ciągu walcowniczym było trzy czy więcej gniazd, pracowali na jednym i tym samym materiale, który wychodził z pieca, przechodził przez walcarkę pierwszą, drugą i trzecią – zauważył Wojciech Marcinkowski.

Awarie

Część hutników podkreśla, że praca w hucie nie należała do całkowicie bezpiecznych. Zdarzały się pożary i poważne wypadki. Oto przykład jednej z nich: – Dyszel z korytem suwnicy wsadowej ugrzązł w oknie pieca martenowskiego. Ogień poszedł po „wale królewskim” suwnicy, spaliły się przewody sterownicze i wszystko stoi. Pomiędzy szynami suwnicy a wózkiem sterowniczym była rozpiętość wysokości kilku pięter. Na hali ryk z pieców łukowych, zabójczy smród gazu z pieców martenowskich i wokół bieganina – wspomina Waldemar Pernach. Na szczęście to zdarzenie udało się opanować. Dochodziło jednak do poważnych wypadków, wśród których były także ofiary śmiertelne.

Najważniejsza produkcja

Jak już wcześniej zostało wspomniane, w pracy hutników jedną z ważniejszych kwestii było wykonanie planu. W związku z tym najważniejszymi pracownikami Huty byli właśnie pracownicy produkcyjni. Tak opisywał to Jerzy Trześniewski: – Inżynierowie, zatrudnieni na wydziałach produkcyjnych otrzymywali wyższe zarobki i możliwość szybszego przyznania lokalu mieszkaniowego. Ja [pracownik działu ekonomicznego-przyp.red] takiej możliwości nie miałem. Inżynier metalurg, inżynier mechanik – to był ktoś, ekonomista zajmował trzecie miejsce w szeregu – mówi Trześniewski. Podobnie sprawę przedstawiali np. mechanicy, niektórzy z nich stwierdzali, że byli uznawani za pracowników drugiego szeregu. W swojej relacji Tadeusz Konrad przywołał słowa jednego z profesorów AGH: „Panowie, mechanik w hucie to największy głupiec. Jeśli będzie szło dobrze, hutnicy będą otrzymywać odznaczenia, nagrody i podwyżki. Ale jeśli będzie źle, zwalą wszystko na Was.”

Kobiety do huty!

W wyczerpujących warunkach warszawskiej huty pracowały także kobiety. W 1978 roku zakład zatrudniał 1850 kobiet na 9810 wszystkich pracowników. Halina Szerszeń, jedna z administracyjnych pracownic huty była zafascynowana ich postawą i postanowiła wśród nich przeprowadzić ankietę. Z wyników badania wynika, że choć kobiety-hutniczki uznawały swoją pracę za bardzo ciężką, ale 88 na 100 ankietowanych stwierdziło, że kobieta może ją wykonywać na równi z mężczyzną. Na podstawie ankiety można także było stwierdzić, że głównym bodźcem zachęcającym kobiety do pracy w hucie była perspektywa dobrych zarobków i praca w renomowanym przedsiębiorstwie.

Przychodziły do pracy dobrze ubrane, ładnie oczesane. W szatni przechodziły metamorfozę wychodziły pozbawione zewnętrznych atrybutów kobiecości: w obowiązkowych kaskach i ubraniach roboczych nie mających nic wspólnego z elegancją – opisywała Halina Szerszeń – Przez osiem godzin,  z jedną piętnastominutową przerwą na śniadanie, były robotami. Po pracy szły pod natryski i do szatni, by przywrócić swoją kobiecość. Znowu stawały się ładne, zadbane i uśmiechnięte.

Tak w dużym skrócie wyglądała praca w Hucie Warszawa. Z relacji pracowników wynika wielkie przywiązanie do swojego zakładu. Dawał im on ogromne możliwości – awans społeczny, mieszkanie i przede wszystkim lepsze zarobki. Pracownik fizyczny Huty Warszawa w 1978 roku zarabiał 4160zł. Hutnicy zgodnie jednak podkreślają, że okupione było to ciężką, często wyczerpującą pracą.

Wypowiadający się w tekście to byli pracownicy Huty Warszawa. Ich wypowiedzi pochodzą z następujących wspomnień:

– Leszek Lachowiecki, Huta Warszawa. Miasto – Społeczność – Kultura, Warszawa 2014.

Ludzie ze Stali. Wspomnienia hutników warszawskich, 2007.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *