Druga wojna światowa przyniosła wiele okrucieństw. Jednym z elementów walki z przeciwnikiem były miny, które powodowały nie tylko śmierć człowieka, ale i straszne cierpienie. Przez długi czas brakowało odpowiedniego narzędzia, które ułatwiłoby znajdowanie „wybuchających pułapek”. Takie rozwiązanie opracował dopiero Polak z Podlasia – Józef Kosacki. Choć za swój wynalazek nie zgarnął fortuny, to przyczynił się do zwycięstwa z hitlerowskimi Niemcami.
Józef Kosacki (ur. 1909) nie zamierzał być profesjonalnym żołnierzem. Po ukończeniu Wydziału Elektrycznego Politechniki Warszawskiej, rozpoczął pracę w Państwowym Instytucie Telekomunikacyjnym.
Jednak gdy wybuchła wojna, Kosacki zgłosił się na ochotnika. Jego oddział łączności uruchomił zniszczoną radiostację, dzięki której prezydent Warszawy Stefan Starszyński mógł podtrzymywać na duchu mieszkańców stolicy.
Po upadku kampanii wrześniowej Kosacki przedostał się na Zachód – najpierw do Francji, a po jej upadku – do Wielkiej Brytanii. Porucznik stacjonował w Szkocji, gdzie został włączony do struktur Centrum Wyszkolenia Łączności w Dundee. To właśnie nieopodal tego miasta miały miejsce tragiczne wydarzenia, które wpłynęły na losy Kosackiego, ale i całej brytyjskiej armii.
Elektromagnetyczna konstrukcja
Aby zabezpieczyć się przed niemiecką armią plaża w pobliskim Arbaoth została zaminowana. Pewnego dnia 1941 roku grupa polskich żołnierzy pod dowództwem rotmistrza Stanisława Góreckiego przeszła po tym terenie. Nie wiedząc, o niebezpieczeństwie weszli na pułapkę, co skończyło się makabryczną śmiercią żołnierzy.
Dowiedziawszy się o tragicznych losach rodaków, porucznik Kosacki postanowił własnymi siłami skonstruować elektromagnetyczne urządzenie, które pozwoliłoby wykrywać miny. Po trzech miesiącach pracy, na przełomie 1941 i 1942, powstało urządzenie, które wkrótce będzie miało istotne znaczenie dla losów brytyjskiej armii.
Wykrywacz min w konstrukcji Kosackiego miał postać „plecaka”, w którym znajdował się generator fal, wzmacniacz z bateriami zasilającymi oraz słuchawki. Kolejnym elementem był bambusowy drzewiec – na jednym końcu znajdowały się cewki wykrywające, a na drugim – zmiennik indukcyjności.
– Zasada działania urządzenia oparta jest na wykorzystaniu mostka elektrycznego, którego równowaga jest zakłócana, gdy urządzenie zbliżane jest do metalowego przedmiotu. W skrzynce wykrywającej – talerzu znajdują się dwie cewki jedna nad drugą. Jedna z cewek połączona jest ze słuchawkami druga z generatorem fal o słyszalnej częstotliwości. Aby przystąpić do wykrywania min należy zestroić cewki za pomocą potencjometrów w skrzynce regulacyjnej i śrub umieszczonych na talerzu na tzw. „punkt ciszy” – indukcyjność wzajemna obu cewek jest wtedy zbliżona do zera. Teraz gdy zbliżymy talerz do metalowego przedmiotu nastąpi zakłócenie równowagi pola magnetycznego cewek i w słuchawkach pojawi się sygnał akustyczny – tak zasadę działania urządzenia opisał Michał Pacut z Muzeum Wojska Polskiego.
Poszukiwania wyszukiwacza
Brytyjczycy nie posiadali odpowiedniej technologii wyszukiwania min. Jedną z prymitywnych metod, którymi się posługiwali były tzw. macki saperskie, czyli długie kije zakończone metalowym szpikulcem. Posługując się tym „narzędziem”, żołnierze nakłuwali teren, co powodowało wybuch min. Niekiedy kończyło się to tragicznie.
Angielskie władze poszukiwały skuteczniejszego i szybszego rozwiązania. Dlatego zorganizowano konkurs, w którym wzięło udział 7 konstruktorów, w tym porucznik Józef Kosacki. Aby sprawdzić możliwości poszczególnych urządzeń, organizatorzy wysypali na teren porośnięty trawą monety jednopensowe.
Wykrywacz Polaka zebrał wszystkie z nich, co warte podkreślenia, w bardzo krótkim czasie. Będący pod wrażeniem Brytyjczycy skierowali urządzenie do seryjnej produkcji. Po niewielkim przekonstruowaniu wykrywacz „Mine Decotr, Polish Type No.1” trafił do potrzebujących żołnierzy.
Wynalazek, który wpłynął na losy wojny
Urządzenie odegrało ważną rolę m.in. podczas walk na froncie afrykańskim. Podkreśla się w szczególności użycie wykrywacza w bitwie pod El Alamein jesienią 1942 roku. Dzięki niemu alianci mogli o wiele szybciej wykryć sieć „wybuchających pułapek” zostawionych przez Niemców. Zwycięstwo koalicji w Afryce miało istotny wpływ na ostateczny upadek hitlerowskich Niemiec.
Warto podkreślić, że porucznik Kosacki nie zgarnął fortuny za swój wynalazek. Wykrywacz nigdy nie został przez niego opatentowany – nieodpłatnie przekazano go Brytyjczykom. Polak otrzymał jedynie odznaczenie Defence Medal oraz osobiste podziękowanie angielskiego króla Jerzego VI.
Po zakończeniu wojny Józef Kosacki zdecydował się powrócić do Polski. Uniknął represji komunistycznych władz, ale z drugiej strony o jego odkryciu nie było zbyt głośno. Nowe władze unikały promowania osiągnięć Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Kosacki podjął jednak pracę naukową m.in w Instytucie Badań Jądrowych, a od lat 60. był profesorem w Wojskowej Akademii Technicznej.
O fenomenalnym wynalazku Kosackiego szersze grono odbiorców usłyszało dopiero po przemianach ustrojowych. Jego imieniem nazwano m.in. Wojskowy Instytut Techniki Inżynieryjnej. Czy jednak postać porucznika – o którym mówi się, że „zatrzymał śmierć” – nie zasługuje na większe upamiętnienie?
Warto również przeczytać o innych polskich odkrywcach, o których usłyszał cały świat. Na naszym portalu przeczytacie m.in o Józefie Hoffmanie – kompozytorze, który opracował technologię wycieraczek samochodowych, a także o polskich wynalazcach kamizelki kuloodpornej.
Dodaj komentarz