Nadal obserwujemy niepokojącą sytuację w branży motoryzacyjnej. Kolejki w niektórych salonach samochodowych wynoszą kilka miesięcy. Dynamicznie zmienia się sytuacja na rynku pojazdów używanych. Głównym powodem tej sytuacji są opóźnienia w dostawach półprzewodników.
Ważną cechą mikroczipów – bo w ten sposób także możemy nazywać te substancje – są właściwości elektryczne, które można zmieniać w dosyć szerokim zakresie.
Półprzewodniki znajdziemy obecnie w większości urządzeń. Okazują się prawdziwie niezastąpione w pralkach, lodówkach, laptopach, konsolach do gier. Są także niezbędne przy produkcji samochodów. Trudno bowiem wyobrazić sobie bez nich bezpieczną jazdę. Pełnią bardzo ważną rolę przy układach asystujących (np. asystent hamowania). Znajdziemy je także w czujnikach bezpieczeństwa, a także na ekranach multimedialnych samochodowego komputera.
Jak zaczął się kryzys?
Problem z dostawami półprzewodników do sektora motoryzacyjnego rozpoczął się na początku pandemii koronawirusa. Najpierw wiele fabryk automotive wstrzymało produkcję. A gdy po kilku tygodniach ją wznowiono, jako że wróciło zapotrzebowanie klientów na samochody osobowe, to pojawił się kolejny problem, jakim okazał się deficyt półprzewodników.
W marcu 2020 r. rozpoczął się boom na elektronikę, szczególnie na laptopy, monitory czy smartfony. Warto dodać, że to przedstawiciele przemysłu elektronicznego czy telekomunikacyjnego dominują wśród klientów producentów półprzewodników (sektor automotive stanowi tu zaledwie 4 proc.). Stąd to właśnie te branże miały pierwszeństwo w dostawach mikroczipów.
W międzyczasie doszło do kilku sytuacji, które pogłębiły kryzys. Po pierwsze, w japońskiej fabryce półprzewodników wybuchł pożar, który całkowicie zniszczył zakład. Po drugie, w Teksasie, gdzie także powstają mikroczipy, miała miejsce sroga zima, co wpłynęło na opóźnienia w dostawach. Po trzecie, na Tajwanie, który również jest istotnym miejscem na mapie producentów półprzewodników – problem w dostawach układów scalonych stanowiła susza.
„Just in time” nie zdało egzaminu
Przed pandemią w branży motoryzacyjnej dominowała zasada „just in time”. To system dostaw, według którego odpowiednie podzespoły bądź części były dostarczane do fabryki dokładnie wtedy, kiedy miały być wykorzystane w produkcji. Dzięki temu znacznie zmniejszały się koszty magazynowania zapasów. Jednak w dobie kryzysu pandemicznego to rozwiązanie okazało się dużym problemem.
Obecnie coraz więcej przedstawicieli branży automotive zwraca uwagę na konieczność fizycznego zabezpieczenia niezbędnych komponentów. Firmy motoryzacyjne będą chciały zmniejszyć zależność od dostawców, np. poprzez budowę fabryk, które pozwolą dysponować odpowiednimi podzespołami na miejscu lub w niedalekim położeniu.
Zawiesić produkcję albo szukać rozwiązań
Sytuacja producentów samochodów jest trudna. Wiele fabryk w ciągu ostatnich miesięcy musiało zawiesić swoją produkcję. Pisaliśmy o przerwach w tyskiej fabryce Stellantisa czy w wielkopolskich zakładach Volkswagena. Zawieszenie produkcji miało miejsce kilkukrotnie. Przyczyną był brak dostępu do półprzewodników.
Podobnie wygląda sytuacja w innych państwach Starego Kontynentu. Można podać przykład czeskiej Skody, która zawiesiła produkcję od 18 października do końca obecnego roku.
Niektóre koncerny automotive próbują sobie jakoś radzić. Można tu wspomnieć choćby o Peugeocie, który w modelu 308 zastosował analogową tablicę rozdzielczą. Inne rozwiązanie zastosował choćby Ford. Amerykański koncern zdecydował się na produkcję pojazdów bez brakującego półprzewodnika. Samochody będą oczekiwały na specjalnym parkingu na uzupełnienie brakujących części. Natomiast południowoamerykańskie zakłady Volkswagena zdecydowały się na produkcję samochodów bez wyświetlaczy multimedialnych. Rozwiązanie – bez potrzebnych półprzewodników – wprowadzono w modelach Fox, Nivus, Polo i Virtus.
A może używane?
Opóźnienia w dostawach półprzewodników mają bezpośredni wpływ na decyzje podejmowane przez klientów pojazdów. Obecnie średni czas oczekiwania na samochód z salonu wynosi 6-9 miesięcy. Jeśli kierowca zamierza szybko zakupić nowy pojazd, powinien skorzystać z tego, co dany salon ma „na stanie”. Natomiast jeżeli oczekuje na konkretny model – powinien uzbroić się w cierpliwość… i jak najszybciej złożyć zamówienie, a także zapłacić za pojazd.
Oczywiście klienci nadal mają prawo wyboru, ale muszą być świadomi, że na niektóre typy samochodów trzeba czekać dłużej. Dotyczy to choćby pojazdów z automatyczną skrzynią biegów czy wyposażonych w zaawansowaną elektronikę.
Jeżeli nie można kupić nowego samochodu, to może warto pomyśleć o używanym pojeździe? Do takiego wniosku doszło wielu kierowców.
Osoby, które obserwują rynek zwracają uwagę, że rośnie zapotrzebowanie na „młode” samochody używane, np. roczne lub dwuletnie. Zdarza się, że pojazdy mające kilka miesięcy, są więcej warte od zupełnie nowych samochodów.
Niniejszą sytuację wyjaśnia Łukasz Fajto, właściciel firmy Lukar, zajmującej się skupem i sprzedażą używanych samochodów na terenie woj. małopolskiego: – Obecnie dużo łatwiej można sprzedać niż kupić samochód używany. Do niedawna pozyskanie interesujących pojazdów na dalszą odsprzedaż nie stanowiło problemu. W obliczu deficytu na rynku nowych samochodów mniej osób decyduje się na sprzedaż starego, co dodatkowo zmniejsza ich podaż. Zadbane i ładne samochody znikają z ogłoszeń błyskawicznie.
Właściciel Lukaru odniósł się także do wzrostu wartości używanych pojazdów: – W ostatnich miesiącach ceny zdecydowanie rosną. Na portalach aukcyjnych dla pośredników, potrafią one obecnie przewyższać kwoty, za które te same samochody były wystawiane kilka miesięcy temu dla odbiorców detalicznych. Dla popularnych modeli ceny wrosły o około 5-10 proc. Ciężko przewidzieć jaka będzie przyszłość, niemniej jednak tendencja wzrostowa jest nadal zauważalna – mówi dla portalu Fabryki w Polsce Łukasz Fajto.
—
Obecna sytuacja w branży motoryzacyjnej pokazuje, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od elektroniki. Nawet niewielki komponent może mieć wpływ na rozbudowany proces produkcji samochodów jak i na ich cenę. Jeszcze w 2020 roku powszechnie sądzono, że kryzys w branży automovie zostanie szybko zażegnany. Trudno powiedzieć jak długo jeszcze potrwa napięta sytuacja na rynku. Niektórzy eksperci szacują, że może ona utrzymać się do 2023 roku.
Dodaj komentarz